Widziałem boga
Przylepiony do okienka, pochłaniam miliony świateł pod brzuchem samolotu, który kończąc nocny lot na trasie Moskwa-Bombaj, powoli zanurza się w roziskrzonym, miejskim labiryncie.
Chwilę potem drugi widok wyrwa to trwające jeszcze rozmarzenie z korzeniami i powstałą dziurę zalewa smrodliwą ropą, która zaczęła się sączyć spod widzianych z góry świateł: cała trasa z lotniska na dworzec kolejowy usłana jest ludzkimi ciałami, które, półnagie, leżą gdzie popadnie i w czym popadnie – w kartonach, blasze falistej, bekach, pod szmatami udającymi daszki namiotów, w szmatach niczego już nieudających, pod mostami, wiaduktami, w rikszach, na platformach z wielkimi kołami, chodniku, żółtej trawie, byle gdzie…..