Na poddaszu świata
Kiedy po niespełna dwugodzinnym locie z parnego i nie zawsze pachnącego kadzidełkami Delhi wyjrzałem przez okno samolotu, mrowie ciarek przebiegło mi po plecach – pod nami białe kłębowisko chmur zaczęły przebijać szpikulce Himalajów! Rozmowy w samolocie nagle przycichły, aż ustały zupełnie i można było w kościelnej wręcz ciszy łykać danie, serwowane za oknem. Każdy brał nie tylko na miejscu, ale i na wynos, żeby starczyło na jak najdłużej dla brzuchów pamięci…….